– Przemyk grała butami. A śpiewała sercem.

Renata Przemyk w Zgorzelcu

W ramach Zgorzeleckich Spotkań z Teatrem, w piątek 8 listopada, wystąpiła pod zieloną kopułą miejskiego domu kultury Renata Przemyk.
Wrażenia? Hm… Sala pełna plus kilka dostawek. Piosenki znane i mniej znane. Zawsze z interesującym tekstem. Zawsze dobrze zaśpiewane, choć czasem można było odnieść wrażenie, że za dobrze. Momentami za dużo było Przemyk w Przemyk. Zdecydowanie lepiej słucha się Renaty – przynajmniej piszącemu te słowa – w utworach stonowanych, nastrojowych, trochę nostalgicznych (wyjątków jest kilka zaledwie: „Babę zesłał Bóg”, „Protest Dance”). Taki był zresztą zamysł tego koncertu, którego już sam tytuł brzmiał „Akustik Trio”. Miało być więc akustycznie i było, ale tam, gdzie artystka uderzała w mocne tony, tym wyraźniej było słychać charakterystyczną barwę jej głosu, której nosowe brzmienie nie każdemu się podoba. Jeśli ktoś ma zdanie odmienne, zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Co jeszcze? Ano tytułowe buty. Renata sporo podczas koncertu o nich mówiła. Czasami nawet ciekawie (ups, to chyba jest złośliwe). Wprowadzała siebie i publiczność w stosowny nastrój przed kolejną piosenką zmieniając rzeczone buty. Tłumaczyła, że odpowiednie obuwie to podstawa twardego stąpania po ziemi, to podstawa (dosłownie!) naszego punktu widzenia. Ot, taka obuwniczo-filozoficzna teoria, co do słuszności której utwierdziła artystkę wróżka. Bo że u niej Renata była, raz jeden w życiu, też się w Zgorzelcu dowiedzieliśmy.
Ciekawe, czy sama Renata dowiedziała się przyjeżdżając do nas, że my tu nad Nysą też do niejednego buta cholewę pasowaliśmy. Zgorzelec to wszak miasto najsłynniejszego (no może po Dratewce) szewca świata – Jakuba Boehme, który podobnie jak Renata, nad butami się pochylając szukał sensu istnienia. Ot, taki zbieg okoliczności.
Sam koncert zdecydowanie udany. Potrzeba nam takich koncertów. Potrzeba nam takich Renat. I dobrych butów. Dziękujemy!

Do góry